Najgłębsza tajemnica tajemnicy.
Chińszczyzna – zwykło się mówić o wszystkim, co wydaje się zbyt trudne, co nie daje się ogarnąć, zrozumieć. Ostatnio produkty made in China utrwaliły się w naszej świadomości jako synonim miernej jakości, tak naprawdę jednak są to towary będące najczęściej efektem myśli Zachodu i produkowane (po najniższych kosztach) dla masowego zachodniego konsumenta.
To co prawdziwie, autentycznie chińskie jest nam raczej mało znane, najczęściej ze słyszenia. Chiński mur, armia terakotowa, misie panda, kurczak w pięciu smakach, i chyba tylko to ostatnie większość z nas poznała organoleptycznie.
A jakie są prawdziwe Chiny? Na pewno mogą onieśmielić, nie tylko liczebnością populacji, ale przede wszystkim głębią myśli, kultury, tradycji.
Wydawnictwo „Armoryka” wydało nowe tłumaczenie Tao Te Ching (Księga Drogi i Cnoty), której autorem jest chiński filozof, myśliciel Laozi żyjący w VI wieku p. n. e. Obok Biblii jest to prawdopodobnie najczęściej przekładany na świecie tekst i jest to zarazem jedno z najbardziej tajemniczych dzieł w historii ludzkiej myśli. Daodejing ma charakter religijno-filozoficzny, jednak jakkolwiek by taki tekst zaszufladkować będzie to uproszczenie. Sam autor jest na wpół legendarną postacią, tradycja uznaje go za twórcę filozofii taoistycznej.
Laozi nazywa Tao „tajemnicą”, nawet „najgłębszą tajemnicą tajemnicy”. Tao według tradycyjnych poglądów jest nienazwanym absolutem, najwyższą rzeczywistością i prawdą . Dosłownie Tao oznacza „drogę”, na którą ktoś wkracza i dlatego też w znaczeniu przenośnym jest używane jako „metoda” .
Natomiast Te (De) to naturalna cnota.
Tao Te Ching, inaczej „Księga 5000 znaków Laozi”, składa się z 81 krótkich rozdziałów zawierających wiele tajemniczych sentencji, dość enigmatycznie opisujących wiedzę autora o życiu i funkcjonowaniu świata.
Ci, którzy znają Tao, nie muszą o nim mówić. Ci, którzy lubią o Tao często opowiadać, zwykle nie mają o nim pojęcia. Mędrzec zatem mówi niewiele, jeśli w ogóle cokolwiek i wycisza zmysły. Zawsze stara się stępić, co ostre, dzięki czemu zamienia złożoność w prostotę. Ukrywając swój geniusz wydaje się być głupcem, dzięki czemu nie wyróżnia się zbytnio wśród ludzkiej ciemnoty. Oto czym jest tajemna jedność.
( rozdział 56 – Cnotliwa bierność)
Po przeczytaniu takiego fragmentu Tao Te Ching wypadałoby zakończyć pisanie czegokolwiek na ten temat, być może w ogóle zaprzestać jakiegokolwiek pisania. Jednak w innym rozdziale czytam – Kto wie jak wielkim jest człowiekiem, nigdy nie odrzuca hańby i poniżenia. Nie zamyka się na doświadczenia, zarówno dobre jak i złe, gdyż to one kształtują ludzką istotę.(rozdział 28 – Znajomość całości)
Lektura Tao Te Ching przyprawia o wiele często odmiennych odczuć i wrażeń, wielokrotnie czytelnik jest gotów zgodzić się z przemyśleniami autora, by po kolejnym fragmencie popaść w bezradność i zagubienie.
Laozi daje do myślenia, ale też rozbija stereotypowe myślenie. I mam wrażenie, że w tym tkwi siła jego przekazu, który w jakiś sposób daje „przestrzeń” i wolność w dochodzeniu do wewnętrznej prawdy.
Nie jest to łatwa lektura, wymaga bowiem od czytelnika nazwijmy to – współpracy, otwartości i szczerości, także swego rodzaju zawieszenia stereotypowego spojrzenia na życie, przeżycia i siebie. Na dodatek ostateczny efekt zapoznania się z dziełem jest trudny do oceny czy zweryfikowania.
Chyba nic bardziej zniechęcającego, jednak(!) właśnie w tej nieokreśloności tkwi ogromny potencjał, który daje szansę uzyskania, każdemu indywidualnie, twórczego impulsu wewnętrznego zrozumienia uniwersalnej, ostatecznej Prawdy.
W tym miejscu należałoby wspomnieć o kluczowej roli tłumacza tekstu tej rangi co Tao Te Ching. Istnieje opinia, że ze względu na enigmatyczność treści i specyfikę języka chińskiego jest on nieprzetłumaczalny.
Znaki języka chińskiego już na pierwszy rzut oka sprawiają wrażenie bariery nie do przebrnięcia, przede wszystkim z powodu innego sposobu wyrażania/wyrazu. Chińskie słowo (znak) nie reprezentuje stałego ograniczonego znaczenia, raczej ma charakter metafory. Nie dziwi zatem fakt, że wielokrotnie podejmowano nowe próby przekładu dzieła Laozi, w tym także na język polski.
Tłumacz, trafniej powiedzieć interpretator, przekładając utwór podejmuje się odpowiedzialnej roli, dokonując bowiem wyborów, czasem bardziej, czasem mniej adekwatnych. Również te, wydawać by się mogło, optymalne rozwiązania nie zawsze trafiają w intencję autora. Wszelkiego typu trudności wynikają najczęściej z różnic kulturowych i innego od autora poziomu wrażliwości (nie wspominając już o niedostatecznej znajomości języka przekładanego). Czytając teksty w oryginale mamy większe prawdopodobieństwo, że należycie odbieramy zamysł twórcy (dotyczy to zwłaszcza tekstów religijnych i poezji).
W dziełach tego formatu jak Tao Te Ching nie da się przecenić roli tłumacza. Szukając sposobu na ujęcie w słowa głębi myśli autora potrzeba jej zrozumienia i jednocześnie wewnętrznej prostoty i powściągliwości. Użyte słowa i cała konstrukcja słowna ma za cel przybliżyć, a właściwie naprowadzić czytającego na właściwy trop, jednak poza tym całą poznawczą „pracę” wykonuje czytelnik, odbiorca tekstu.
Jestem zwolennikiem poglądu, że to książki nas czytają, więc i tym razem uważam, że czytelnik ma szansę na odkrywanie siebie za pośrednictwem Tao Te Ching i mogą to być ciekawe i zaskakujące odsłony dla naszego serca i umysłu.
(…) najwyższa cnota rodzi się na dnie najgłębszej otchłani; najwspanialsze piękno zdaje się tak odrażające, że rani oczy; najbogatszy człowiek to ten, który zdaje się nie mieć niczego, a nawet największa moc wydaje się niewielka, słaba; niezachwiana mądrość Tao, wydaje się nietrwała, zmienna niczym chorągiew na wietrze; przestrzeń doskonała nie posiada granic; naczynie doskonałe jest wyrabiane bardzo powoli; dźwięk doskonały jest ledwie słyszalny. (rozdiał 41 – Jednakowość i różnorodność)
Czy warto trudzić się poznając zawiłe często sprzecznie brzmiące myśli żyjącego przed wiekami filozofa? Warto, z wielu powodów – poznawanie innych tradycji, które gdzieś u swoich korzeni zdają się być znajome, także ze względu na niosące sobą refleksje – zbawienny w naszych czasach namysł, wyciszenie i zwolnienie tempa nie tylko życia, ale najpierw samych myśli.
Jak pisałam wcześniej rola tłumacza dzieła rangi Tao Te Ching jest dla treści tekstu decydująca i nie jest z kolei moją rolą ocena jego poprawności, z całą pewnością miarą jakości tłumaczenia będą odczucia czytelnika, także jego potrzeba wracania do książki, by zagłębiać się w Tao, Tao Te Ching.
Zdarza się, że dla określenia nowych doznań (gdy chodzi o rodzaj i skalę, intensywność doświadczania) zwykliśmy mówić – tego nie da się opisać, to trzeba przeżyć.
Przeczytać/zapoznać się czy doświadczyć? Daodejing jest z pewnością tekstem nie do jednorazowego przeczytania. Jest to niezaprzeczalnie dzieło, do którego z biegiem lat dojrzewa się i dorasta, dlatego warto je mieć, by móc co jakiś czas konfrontować się z jego niewypowiedzianą głębią i tajemnicą.
Powyższy tekst nie pretenduje w żaden sposób do miana recenzji. Dzieło Laozi recenzji nie potrzebuje, raczej popularyzacji i zachęty do głębszego zaznajomienia się z korzeniami w tym wypadku chińskiej myśli filozoficznej.
Liliana Abraham Zubińska
„Tao Te Ching” – Laozi, przekład: Wojciech P.P. Zieliński, Wydawnictwo „Armoryka”, Sandomierz 2009, ss.100